środa, 25 listopada 2015

badanie

Byłem wczoraj na oddziale onkologicznym w pobliskim szpitalu. Przeprowadziłem ankietę - na temat częstotliwości picia herbaty. Prawie 90% chorych piło herbatę częściej niż 4 razy w tygodniu.....

I co z tego wynika? Nic.

Badanie przyczynowości to nie jest zabawa dla maluczkich.
Stare jak świat pytanie: korelacja czy koincydencja?

W skrócie:

Jeśli pomiędzy zjawiskami A (np. jedzenie mięsa) i B (nowotwór) istnieje korelacja statystyczna to:
A- może być przyczyną B
B może być przyczyną A
A i B mogą być wywoływane przez zjawisko C (którego nie uwzględniliśmy w modelu).

Ale badania na temat rakotwórczości popularnych składników diety nigdy jeszcze nie dały radę bezsprzecznie udowodnić jakiejkolwiek korelacji pomiędzy ich spożywaniem a nowotworami. Bo ludzi NIE DA SIĘ umieścić na wiele lat w idealnym, laboratoryjnym środowisku, całkowicie pozbawionym czynników zakłócających wynik badania.

Może osoby jedzące dużo mięsa żyją w bardziej szkodliwym środowisku (wielkomiejskie środowisko krajów rozwiniętych, wszechobecna chemia spożywcza i nie tylko)? Może "mięsożerność" dotyczy głownie mocno zestresowanych mężczyzn? A może "mięsożercy" jedzą więcej "rakotwórczej" musztardy?
Colin Campbell w jednej ze swych książek podaje przykład badania kilkuset substancji kancerogennych na szczurach i myszach.
Tylko połowa z nich wykazywała działanie rakotwórcze ale z tej połowy tylko połowa jednakowo działała na szczury i myszy zaś ta druga “ćwiartka” substancji działała tylko na jedne lub drugie.
Jeżeli substancje te tak różnie działają na spokrewnione blisko zwierzęta, to jak można to interpolować na ludzi – gatunek cokolwiek bardziej od nich odległy ?
Która jest szkodliwa dla ludzi ?
Czy ta, która szkodzi i myszom i szczurom jednocześnie?
Czy też ta, która szkodzi tylko myszom albo tylko szczurom ?
A może właśnie dla ludzi szkodliwe są te, które nie szkodzą ani myszom ani szczurom?
Co do badań na ludziach - może wystarczy porównać tryb życia i dietę społeczności wyróżniających się zdrowiem oraz długowiecznością i wzorować na nich.
NIE DA SIĘ TEGO JEDNOZNACZNIE STWIERDZIĆ!

Takie badania można przeprowadzić w laboratorium tylko na zwierzakach. A u nich nowotwory działają nieco odmiennie niż u ludzi (są też dużo mniej rozpowszechnione).

dieta

Odnośnie soi: Zawarte w niej fitoestrogeny, czyli podobne do kobiecych hormony, co prawda chronią przed osteoporozą i łagodzą dokuczliwe objawy menopauzy, jednak nie wolno bagatelizować ich wpływu na cały organizm. W fachowej literaturze można znaleźć wyniki badań odkrywające, że jeśli kilkuletnie dziewczynki długo i w dużych ilościach będą karmione odżywkami na bazie białka soi, mogą zaczynać miesiączkować 2 lata wcześniej i żyć z większym ryzykiem zachorowania na raka piersi. Są także narażone na częstsze występowanie mięśniaków macicy. Nawet najwięksi zwolennicy soi zakazują jej spożywania przez osoby z chorobami nowotworowymi. Owszem, soja azjatycka w odróżnieniu od europejskiej jest fermentowana i jej niekorzystne działanie podnoszące ryzyko raka jest mniejsze - co jest kolejnym dowodem na to, że wszystko wolno jeść z umiarem. ofu to twarożek wykonany z mleka sojowego, który powszechnie uznawany jest za bardzo zdrowy i zaleca się jego codzienne spożycie (za Wikipedia.com):

"In 1995, a report from the University of Kentucky, financed by Solae, concluded that soy protein is correlated with significant decreases in serum cholesterol, Low Density Lipoprotein LDL (″bad cholesterol″) and triglyceride concentrations.[54] However, High Density Lipoprotein HDL (″good cholesterol″) did not increase. Soy phytoestrogens(isoflavones: genistein and daidzein) absorbed onto the soy protein were suggested as the agent reducing serum cholesterol levels. On the basis of this research, PTI, in 1998, filed a petition withFood and Drug Administration for a health claim that soy protein may reduce cholesterol and the risk of heart disease.

The FDA granted this health claim for soy: "25 grams of soy protein a day, as part of a diet low in saturated fat and cholesterol, may reduce the risk of heart disease."[55] For reference, 100 grams of firm tofu coagulated with calcium sulfate contains 8.19 grams of soy protein.[56] In January 2006, an American Heart Association review (in the journalCirculation) of a decade-long study of soy protein benefits showed only a minimal decrease in cholesterol levels, but it compared favorably against animal protein sources.[57]"

Poza tym spożywanie mięsa szczególnie czerwonego nie powoduje jedynie raka ale szereg innych równie groźnych chorób, jak nadciśnienie tętnicze, choroba wieńcowa, nadwagę itp itd. Spożywanie tofu wręcz odwrotnie, wiec stawianie tutaj znaku równości wydaje się nieco naciągane.

Proszę podać jeden składnik odżywczy który znajduje się w mięsie który jest zdrowy dla człowieka (tylko proszę sobie odpuścić proteiny jest ich dużo w każdym jedzeniu również w tofu).

Również proszę przeprowadzić eksperyment myślowy co by się stało gdyby człowiek przez rok jadł tylko czerwone mięso i co by się stało jakby jadł tylko tofu. Jest spora szansa że tego roku z czerwonym mięsem by ten biedny osobnik nie przeżył, a pan od tofu byłby w relatywnie dobrej formie mimo ubogiej diety.

piątek, 30 stycznia 2015

lektura

Niechęć do czytania u młodszych dzieci wynika z wielu powodów, jednym z nich jest słabe opanowanie techniki czytania Dziecko zanim dotrze do końca zdania zapomina co było na początku. Następna sprawa to słownictwo książki odbiega ono często od tego, którym dziecko posługuje się na co dzień. Czasami jest problem z nowymi słowami czy pojęciami. Dobre efekty daje wspólne czytanie-ty stronę-ja następną. Można także spróbować wspólnego opowiadania. Te próby przybliżą dziecku daną pozycję i mogą zachęcić do samodzielnego czytania. Ależ Mamusia Muminka też wybiera wolność (choć tylko na chwilę) – w tomie “Tatuś Muminka i morze”  Swoją drogą, trochę dziwne, że akurat “Opowiadania” trafiły do kanonu podstawówki… Moim zdaniem to już tom dla trochę dojrzalszego czytelnika. Oczywiście “katastrofizm” pojawia się już w tomie o komecie (gdzieś kiedyś czytałem, że to metafora II wojny światowej), w tomie o zimie mamy rozmyślania o śmierci, i tak to zmierza do mocno depresyjnej “Doliny Muminków w listopadzie”. “Opowiadania” są krótkie, stąd może ten pomysł kuratorium. Do szkoły bardziej by mi pasowało “W dolinie Muminków” i “Lato Muminków”, czy “Pamiętniki”. Oczywiście – Muminki można (i trzeba) czytać przez całe życie, wciąż odkrywając nowe sensy i znaczenia, pytanie tylko, od czego zacząć. Temat rzeka – zachecac czy zmuszac? Ja bylem w tej szczesliwej sytuacji, ze wiekszosc obowiazkowych lektur, wlacznie z Zeromskim (tu oczywiscie wybiegam wiekowo sporo przed Macka) przeczytalem zanim staly sie obowiazkowymi. Coz, Muminkow wtedy jeszcze nie bylo.
A kiedy byly i kiedy moje pachole je czytalo, jakos sie nie wlaczylem. To samo u zony – zdazyla przeczytac wiekszosc ksiazek, zanim padla na nie klatwa obowiazku.
Ale wracajac do meritum, bo wpisy glownie skoncentrowaly sie na apoteozie Muminkow. Wiem, ze we wczesnych latach piecdziesiatych, kiedy bylem w podstawowce, w domach wielu moich kolegow i kolezanek szkolnych, po prostu nie bylo ksiazek. Dla nich lektury obowiazkowe byly jedyna sposobnoscia przeczytania ksiazki. Teraz, paradoksalnie, sytuacja zaczyna powracac.
Jest telewizja i internet ale nie ma ksiazek. Niezaleznie od powstania i rozwoju e-bookow, wiele wody uplynie pod Poniatowszczakiem (teraz juz wiadomo skad jestem) zanim wszystkie zostana przerzucone na dyski. Nie mowie tu juz o samym estetycznym procesie czytania – ladnie wydana ksiazka, fajny fotel, kieliszeczek czegos tam – cytujac Osiecka – TO JEST TO. E-book dla mnie to na samolot, moze na wyjazd nad morze, kiedy nie chce sie obladowywac dodatkowym bagazem.
Sa rzeczy do ktorych niejako trzeba sie zmusic. Nie wiem komu tak naprawde smakowal pierwszy kieliszek koniaku, nie mowiac o whisky. A jednak ktos przekonywal i czesto, choc nie zawsze przekonal, ze warto probowac. Mysle, ze z ksiazkami jest podobnie – do niektorych trzeba sie przekonywac. To samo z muzyka. To jest proces uczenia sie, nie tylko mniej lub bardziej bezmyslnego relaksu.
Mam dwa zeszyty z lekturami. Pierwszy zony z drugiej klasy (1955 r) i moj z pierwszego okresu w klasie siodmej (1957 r). Moje ksiazki to Zemsta rodu Kabunauri (H. Bobinska), Kozeta i Placowka. Kazda ksiazke musialem opisac: osoby, miejsce akcji, glowne zdarzenia, dlaczego mi sie podobala/nie podobala no i streszczenie. Nie pamietam abym kiedykolwiek napisal, ze ksiazka mi sie nie podobala. Ale mojej zonie, w recenzji wiersza J. Porazinskiej (w drugiej klasie!), nie podobalo sie, ze zajac bije dzieci zajaczki. (Ze Smyku, Smyku na patyku). Inna lektura to Bielyszew (Uparty kotek), Na jagody, W. Bianki (Dziupla – tez misiowi oberwalo sie za zniszczenie domka pszczol), Myszka Pik, Pantieliejew, Gorki (Wroblatko), Slon Trabalski, W. Badalska (Cztery motylki), Duszynska (Szarusia).